2 października 2015

Dieta bez nabiału?


''Dlaczego i ty przechodzisz na dietę bez nabiału?''
- zapytasz. Odpowiem Ci: ''A dlaczego nie?''.

Problem z nietolerancją białek mleka krowiego staje się coraz bardziej powszechny... i tak... nie mówię tu o samej laktozie - cukrze, który naturalnie występuje w produktach mlecznych. Mam na myśli całą półkę z napisem ''nabiał'' (czyli również jajka). Ta dolegliwość różni się znacznie od zwykłej nietolerancji laktozy, bowiem jest bardziej uporczywa. W sklepach pojawia się coraz więcej produktów bezlaktozowych, lecz dla osób z nietolerancją nabiału, jako ogółu produktów, wybór jest dość ograniczony... a takich ludzi przybywa. Czy to znaczy, że taka osoba ma utrudnione funkcjonowanie? Dieta bez nabiału jest powszechnie poruszanym tematem na wielu portalach. Czytając reportarze blogerów, lekarzy spotykałam się z wieloma skrajnymi stanowiskami. W końcu postanowiłam nie czytać więcej cudzych opinii na ten temat, a sama stworzyć swoją własną.


CZY MASZ NIETOLERANCJĘ BIAŁKA KROWIEGO? CZY DOŚWIADCZASZ PODOBNYCH OBJAWÓW?
Ku temu krokowi popchnęły mnie sygnały, które otrzymywałam od mojego organizmu. Może Wam się to wydać śmieszne, ale takie syndromy jak:
  • bóle brzucha
  • wzdęcia
  • zaparcia
  • osłabienie
  • uczucie ciężkości

Nie są objawami, które powinny być na porządku dziennym, a już na pewno nie należy ich lekceważyć. Przyczyną może być nabiał. Moją czujność wzbudził dodatkowo kolejny z artykułów poświęcony temu tematowi.

Miałam także cichą nadzieję, że wykluczenie nabiału z diety pozwoli mi choć w niewielkim stopniu załagodzić objawy dolegliwości o nazwie atopowe zapalenie skóry głowy, na którą cierpię od niepamiętnych czasów. Wszystko było w moich rękach!



NA CO NALEŻY UWAŻAĆ W TRAKCIE DIETY WYKLUCZAJĄCEJ NABIAŁ?
No to wzięłam się do dzieła! Wyeliminowanie produktów zawierających nabiał było dla mnie nie lada wyzwaniem. No ale coś za coś, prawda? W moich nowych nawykach musiałam:
  • uzupełniać braki białka (choć przyglądając się badaniom i statystykom nabiał nie zawiera go wcale tak dużo, jakby się nam mogło wydawać, o wiele więcej znajdziemy go w piersi z kurczaka)
  • uważać na mleko, które czyhało w składzie prawie każdego produktu, także tego, który nawet na to nie wyglądał (wykluczyłam nie tylko takie w formie pitnej, ale również to w proszku).
  • zapomnieć o serach, śmietanach czy jogurtach.
  • poranną miskę owsianki na mleku zamienić na taką herbacianą, co podpatrzyłam tutaj
  • ubolewałam również nad tym, że każde lody, oprócz sorbetów, za którymi nie przepadam, były poza moim zasięgiem.
  • pomarzyć jedynie o  kupnie naleśników, muffin czy choćby ciast tj. szarlotka.
  • nauczyć się przygotowywać domowe kokosowe mleko... no nie powiem śmiechu było co nie miara ;).
  • nauczyć się przygotowywać wypieki na mlekach roślinnych (choćby mój ukochany budyń).
  • zapomnieć o sobotnim jajku na miękko i niedzielnej jajecznicy.
  • eksperymentować kulinarnie.
  • uważać na makarony jajeczne.
  • tak naprawdę uważać na wszystko ;)
CO ZAMIAST MLEKA KROWIEGO?
Jeśli chodzi o produkty kupne to byłam mimo wszystko mile zaskoczona dość szerokim asortymentem jaki proponują nam sklepy. Może nie znajdziemy beznabiałowego sera - bo to byłaby już przesada - ale mam na myśli choćby wybór mlek. Na półkach znajdziemy mleka ryżowe, ryżowo-sojowe, migdałowe, kozie itp. Podejrzewam jednak, że nie umywają się one właściwościami do mojego mleka kokosowego! Choć wśród kartonów znajdziemy napisy ''eko'' czy ''bio'' wciąż nie smakują one porównywalnie do tych domowych. Ich atutem jest jednak powszechna dostępność, ale na pewno nie cena!

Dużym zaskoczeniem była dla mnie kawa z domowym mlekiem kokosowym... jej smak mam w myślach do dziś, coś niesamowitego! Również budynie na mlekach roślinnych z czasem opanowałam do perfekcji. Nie brakowało mi już tak bardzo mleka krowiego...



JEDZENIE W DOMU I NA MIEŚCIE - Z CZYM NALEŻY SIĘ LICZYĆ? CZEGO MOŻNA   WYMAGAĆ?
Również przygotowywanie sałatki bez sera nie były już dla mnie problemem. Nowy nawyk zrodził sporo nowych przepisów, których nigdy za mało.

Cała zabawa zaczyna się jednak kiedy chcesz wyjść gdzieś ze znajomymi... Sporo knajp zaczyna dostosowywać się do ludzi, którzy odczuwają dolegliwości w związku ze spożyciem mleka, ale nie są to wszystkie restauracje. Owszem w kawiarniach bezproblemowo, a nawet nieodpłatnie możemy zażyczyć sobie kawę na mleku sojowym (nie ukrywam, że było to dla mnie duże ułatwienie). Owszem znajdzie się wiele wegańskich knajpek... Musimy być jednak przygotowani na sytuację, w której w karcie nie znajdziemy nic dla siebie lub nasz wybór będzie znacznie ograniczony, tak jak na sklepowych półkach.

Co mnie jeszcze zaskoczyło? Podczas mojej diety przebywałam kilka dni w szpitalu. Ku mojemu zdziwieniu instytucja ta zupełnie poważnie potraktowała mój sposób odżywiania, zatem posiłki, które otrzymywałam zawsze były bez dodatku nabiału, a ponad to zdarzały się również sytuacje, w których jadłam zupełnie osobno przygotowane danie. Nie spodziewałam się tego!

Niektórzy są na takiej diecie z przekonania, inni eksperymentalnie, jeszcze inni - bo muszą. Ja póki co plasuje się w drugiej grupie, mam nadzieję, że nie zajmę miejsca w trzeciej. Mój wniosek sformułuje po wypiciu szklanki krowiego mleka i przynajmniej 14-dniowej obserwacji organizmu z dietą już obejmującą nabiał. Lista wyrzeczeń była długa... a jaka będzie lista korzyści? To w następnym poście ;).

A tymczasem zachęcam do mojego działu tutaj gdzie znajdują się wszystkie przepisy bez nabiału :).



1 września 2015

Co zjeść w Austrii?


Austria od strony kuchni... Odkrywanie tamtejszych kulinarii było dla mnie jeszcze większą podróżą, niż same góry, po których niemalże codziennie chodziłam. Miałam okazje spróbować potraw, które wbrew pozorom nie różnią się znacznie od polskich... z resztą to Wam pozostawiam do oceny ;). Z góry przepraszam za ilość i jakość fotografii... głód nie czeka ;).


Od ogółu do szczegółu...Wspólnie z rodziną stwierdziliśmy że tutejsze dania bywają dość słone a przede wszystkim tłuste. Ciasta z nielicznymi wyjątkami są naprawdę bardzo słodkie. Osobiście z doświadczenia polecam zamawianie jedzenia w restauracjach, które znajdują się na górskich ścieżkach turystycznych. Tam znajdziemy naprawdę dobrze przygotowane i tradycyjnie podane jedzenie! Miejmy również na uwadze bardzo ważny fakt. Mianowicie jeśli przyjeżdżamy do Austrii w okresie niezimowym to musimy pamiętać, że restauracje na stokach czynne są krócej, najczęściej w godzinach, w których czynne są wyciągi. My już się nie raz na to nacieliśmy i musieliśmy schodzić z pustymi brzuszkami :(.



Dania, które miałam okazje spróbować:

Na pierwszy ogień pójdzie potrawa mączna, której w Polsce nie uświadczymy, jednak można ją utożsamiać z kluseczkami gnocchi bądź tymi kładzionymi...a mowa o Szpeclach (Spätzle). Są po prostu nieziemsko słodkie jeśli chodzi o formę, co tu o nich wiele mówić. W Austrii znajdziemy je w menu pod ich oryginalną nazwą lub w angielskim tłumaczeniu egg pasta. Podawane są najczęściej na patelence z dodatkiem regionalnego dość intensywnego sera Alm Käse i skwarkami z cebuli lub w innych wydaniach. To jest jednak najczęstsze i moim zdaniem smaczniejsze choćby od tego z szynką. Szpecle są również częstym dodatkiem do gulaszu lub innych mięs. Należy jednak uważać na określenie pasta, bowiem tyczy się ono częściej zwykłego makaronu takiego jak penne i wtedy nie mamy co liczyć no tyrolskie kluseczki. Najlepiej to dopytać kelnera ;).

Szpecle z szynką i szczypiorkiem
 Z przykrością muszę stwierdzić, że nie spodziewałam się tego. W Austrii tradycyjny Wurst, z którego ten kraj przecież słynie, często okazuje się być niczym innym jak po prostu parówką... Trochę szkoda :(.

Teraz czas na danie, które pozytywnie mnie zaskoczyło -
Gulaschsuppe. Polecam z całego serca, zupa jest pożywna, dobrze doprawiona, sycąca i bardzo rogrzewająca, czego chcieć więcej?

Kolejna regionalna potrawa, która skradła moje serce to
Bratkartoffeln. Czyli nic innego jak ziemniaczki zapieczone ze skwarkami i jajkiem sadzonym mmmm... naprawdę smaczne ;). Sam sposób podania jest ujmujący, bowiem danie otrzymujemy na patelence lub w naczynku żaroodpornym. Często dodatkowo podawana jest kiszona kapusta, a jak nie to domówmy samemu, komponuje się idealnie! W ogóle muszę przyznać, że ziemniaki w Austrii smakowały Nam zawsze w jakiej tylko nie były formie, więc można to danie uznać za pewnik ;).
Swoją drogą to kapustę kiszoną mają naprawdę wybitną, warto spróbować!Kolejne danie, które znajdziemy w dziale Desery to Germknödel. Jest to coś co ucieszy dzieci, ale bywa, że i dorośli mają do niego sentyment. Ogromny pampuch nadziany powidłami śliwkowymi, polany sosem waniliowym (który okazał się zwykłym budyniem...) i obsypany całkiem ciekawą posypką zrobioną z maku, zapełni nie jedną dziurę w brzuszku ;). Dania nie uważam za oryginalne, ale było smacznego, choć ponownie bym go pewnie nie zamówiła.

Germknödel nadziany powidłami śliwkowymi, polany budyniem waniliowym i przybrany posypką z maku
 A skoro już jesteśmy przy knedlach... to słów parę na temat Speckknödel. Kluski w kształcie pulpecika, tyle że z jajkiem, boczkiem i kiełbasą. Zamawiając takie danie otrzymamy tą oto kulkę (lub dwie jeśli tak poprosimy) w misce z rosołem. Natknęłam się również na wersję knedli ze szpinakiem w sosie z sera gorgonzoli... smaczne doświadczenie ;).

Speckknödel w rosole
Pokusiłam się również na potrawę niekoniecznie regionalną...ale się nie zawiodłam. Poprosiłam o indyka w sosie curry. Swoje danie otrzymałam w garnuszku a do tego porcję idealnie przygotowanego ryżu. Sos curry był gęsty i wyrazisty, także mięso było dobrze przygotowane. Mogę śmiało stwierdzić, że tego dnia przyprawy na stole były kompletnie zbędne ;).

To co mnie zaskoczyło to fakt, że w Austrii naleśniki znajdziemy nie tylko podane na talerzu, ale także pokrojone jako zamiennik makaronu w rosole. Muszę przyznać, że smakowało to naprawdę dobrze, choć nie jestem fanką rosołów. Natomiast nie mam również nic do zarzucenia naleśnikom, które były podawane na ciepło z dżemem śliwkowym i polewą czekoladową... symfonia smaków!


Skoro już jesteśmy na słodkościach to chciałabym zwrócić uwagę na lody, które miałam okazje zjeść tutaj w dość nietypowej odsłonie. Przyznam, że bałam się je zamówić i długo jeszcze biłam się z myślami czy nie zmienić tego deseru na coś bardziej...hm normalnego. Zostałam jednak mile zaskoczona. Puchar lodów waniliowych z olejem dyniowym oraz pestkami dyni dobrze się wybronił. Nie jest to smak dla każdego, myślę, że tradycjonaliści powinni zamówić dość popularny puchar o nazwie
Heiße Liebe. Deser jest podawany z ciepłym sosem malinowym. Smaczne i bezpieczne wyjście ;). Dla odważnych i spragnionych nowych smaków polecam jednak ten pierwszy! Oczywiście możemy również pójść w tradycje i zamówić Bananensplit, nie zawiedziemy się.
Co mam do powiedzenia w temacie ciast? Spróbowałam tutejszego Apfelstrudel i naprawdę mi zasmakował, uważam że jest wyważony w smaku i nie za słodki. Spokojnie może konkurować z Naszą szarlotką ;). Na moim talerzu znalazło się również ciasto z różowym lukrem, którego nazwy niestety nie pamiętam, ale NIE POLECAM! Jest przesłodzone i niewarte tych kalorii. Jeśli chodzi o tort Sachera (oczywiście nie ten oryginalny) również nie uważam go za żadną rewelację...


Kto widzi świstaka?
Jeśli chodzi o napoje to namiętnie próbowałam tutejszej Heiße Schokolade, lecz prawie za każdym razem byłam zawiedziona. Nie wiem jak w wygląda Wasza opinia, ale moim zdaniem gorąca czekolada to nie to samo co kubek kakao... Napój, który dostawałam często był rozrzedzony i po prostu nie smakował wystarczająco intensywnie. Z przykrością stwierdzam, że lepszą czekoladę robię sobie od czasu do czasu w domu, z saszetki :(.

Soki pomarańczowe, które otrzymywaliśmy często były nienaturalnie, bo były po prostu z kartonu, więc odradzam, jeśli oczekujecie czegoś o smaku pomarańczy. Herbata jest bezpiecznym wyjściem

 
W roli podsumowania powiem, że po austriackich restauracjach możemy spodziewać się gościnności i ładnego, tradycyjnego wystroju. Przed posiłkiem często podawane są małe przekąski w roli startera, a i spotkaliśmy się z sytuacją, kiedy po posiłku kelner zaoferował kieliszek wódki ''na dobre trawienie'' ;). W menu znajdziemy tyrolskie potrawy, na które naprawdę warto się pokusić, jak i te normalne, nietradycyjne. Strzałem w dziesiątkę będą pieczone ziemniaki lub Szpecle, a na deser Apfelstrudel, ale z kawą, nie ''gorącą czekoladą'' ;).